Od dziecka chciała robić coś wyjątkowego: być pianistką, pomagać potrzebującym jako prawnik, wynaleźć wyjątkowy lek, który uratuje ludzkość. Nauczycielka od chemii zaraziła ją pasją do tej dziedziny nauki, więc poszła na farmację.
Poznajcie Barbarę Kaszowicz, dla której dystrybucja farmaceutyczna nie ma tajemnic. Od 30 lat działa na rynku hurtowym. Natomiast od maja 2022 roku pracuje jako dyrektor zarządzająca w hurtowni Medicare-Galenica. Farmacja to jej życie! Można z nią jednak porozmawiać nie tylko o potrzebach aptek i łańcuchu logistycznym. Uwielbia Stinga i Claptona. Kocha wodę (i delfiny!) oraz odpoczynek na otwartej przestrzeni. A gdy słyszy w biurze: „kiedy pani zwolni, nie można nadążyć!”, tylko się uśmiecha, bo… zwalniać nie zamierza!
Skąd miłość do farmacji? Od początku marzyła Pani o zawodzie farmaceutki?
Barbara Kaszowicz: Zawsze miałam naturalną potrzebę pomagania potrzebującym. Do drugiej klasy liceum myślałam o studiach prawniczych. I traktowałam ten zawód trochę jak misję. W pewnym momencie moja pani profesor od chemii tak zainteresowała mnie tym przedmiotem, że rozbudziła moją fascynację tym, jak chemię można wykorzystać do leczenia ludzi. Chciałam nawet wynaleźć super lek, który uratuje ludzkość. Dlatego po ukończeniu liceum poszłam na farmację.
Jak Pani wspomina studia, początek pracy w aptece?
Skończyłam farmację kliniczną, więc w aptece pracowałam krótko. Na trzecim roku studiów, podczas egzaminu z chemii i analizy leków, zaproponowano mi prowadzenie badań naukowych. Pracę magisterską obroniłam w Katedrze Chemii i Analizy Leków Śląskiego Uniwersytetu Medycznego i zostałam na uczelni.
Po czterech latach pracy naukowej zwyczajnie zapragnęłam czegoś więcej. Dostałam ofertę pracy z powstającej hurtowni farmaceutycznej. Umówiłam się z dziekanem na spotkanie i złożyłam wymówienie, na które zareagował tak: „a co ty tam będziesz robić, kartony nosić? Szkoda…”. I nie zgodził się na moje odejście. Ostatecznie jednak, po zakończeniu roku akademickiego, i tak odeszłam z uczelni.
Nie żałuje Pani tej decyzji?
Nie, ponieważ biznes wciągnął mnie na dobre. Nie wróciłam już do pracy naukowej. A dystrybucja farmaceutyczna to moja pasja. Wtedy, trzy dekady temu, raczkowała. Miałam więc ogromne pole do działania. Wszystko było nowe, tworzone od podstaw, stanowiło spore wyzwanie. Królowały zamówienia na papierze. Aptekarz przyjeżdżał do hurtowni i pisał na kartce, co potrzebuje. W ofercie było może kilkaset produktów.
Cały rynek farmaceutyczny, ale też apteki, bardzo zamieniły się od Pani debiutu w branży. Jak Pani ocenia to, co wydarzyło się w tym czasie na rynku?
Zmiany są nieuchronne, to jeden z niewielu pewników w życiu. Ważne, aby reagować na sygnały otoczenia wcześniej, przewidywać potrzeby pacjentów, dostosowywać się do wymogów legislatora.
Digitalizacja jest nieunikniona, jest konsekwencją rozwoju. Jest konieczna i w aptekach, i w procesie dystrybucji farmaceutycznej. E-apteki, platformy rezerwacyjne leków takie jak allecco.pl, uzupełniają ofertę tradycyjnych aptek. Nie wyprą ich, ponieważ farmaceuci pełnią ważną rolę, a digitalizacja ma ich wspierać, a nie ograniczać.
Wprowadzenie opieki farmaceutycznej jeszcze wzmocni zawód aptekarza. Już pandemia pokazała, że wiedza farmaceutów jest ogromna i mogą oni skutecznie pomóc pacjentom, wspierając i uzupełniając w wielu przypadkach lekarzy pierwszego kontaktu.
Co, Pani zdaniem, jest najważniejsze we współpracy hurtowni z farmaceutami, z właścicielami aptek?
Partnerstwo. Apteka to mikroprzedsiębiorstwo. Aby farmaceuci mogli pomagać pacjentom, w pełni wykorzystać swoją wiedzę, trzeba ich odciążyć w sprawach księgowych, kadrowych, prawnych, a nawet negocjacjach z korporacjami farmaceutycznymi.
Kolejny już rok biznes farmaceutyczny działa w wyjątkowym trybie: najpierw pandemia, teraz wojna, zawirowania gospodarcze i niepewność, z czym trzeba będzie się zmierzyć za chwilę. Jak w takiej sytuacji powinni zachować się liderzy w firmach?
Lider zawsze powinien być przede wszystkim wiarygodny: dla swojego zespołu, współpracowników, kontrahentów. Natomiast w trudnych czasach, a takie mamy teraz, ta wiarygodność i autentyczność przekazów „z góry” nabiera jeszcze większego znaczenia.
Kolejny rok żyjemy i prowadzimy biznes w warunkach, które są dla nas, dla naszych współpracowników, organizacji bezprecedensowe. Efekty pandemii (która jeszcze się nie zakończyła), skutki wojny na Ukrainie (które do końca trudno nawet przewidzieć) oraz związane z tym wyższe koszty prowadzenia firm, wysoka inflacja, niestabilność przepisów prawa, a co za tym wszystkim idzie: brak poczucia bezpieczeństwa u wielu pracowników – to teraz największe wyzwania.
Lider na trudne czasy musi mówić wprost o sytuacji w firmie, wyjaśniać podejmowane decyzje – szczególnie, gdy są trudne dla załogi, aby mogły być zrozumiane. Poza komunikacją musi też słuchać zespołu i przyjmować uwagi. Bo nikt nie ma wiedzy absolutnej.
W ciężkich czasach znaczenia nabierają techniki zwinnego zarządzania projektami. Trzeba pamiętać o rewizji przyjętej strategii biznesowej oraz o reagowaniu na to, co się dzieje na rynku w czasie rzeczywistym.
Gdy nie zajmuje się Pani pracą, to jak lubi Pani spędzać czas? Co Panią relaksuje, pozwala odpocząć?
Lubię słuchać muzyki. Szczególnie w ciemnościach. Nie tylko poważnej, ale także Stinga czy Claptona. By odpocząć, gdy tylko mogę, uciekam na łono natury, na duże otwarte przestrzenie. Woda, góry czy las pozwalają mi doładowywać akumulatory. Uwielbiam piesze wędrówki i spływy kajakiem.
Mam oczywiście swoje miejsca, w których zawsze jest mi dobrze, np. Mierzeję Wiślaną w Polsce czy jezioro Garda w północnych Włoszech. Bardzo lubię również klimat Krakowa czy Wiednia.
Jakieś przygody z wypraw zapadły Pani szczególnie w pamięć?
Było kilka takich zdarzeń, które pamiętam do dziś. Na jednym z wyjazdów mieliśmy wyzwanie, które polegało na tym, że musieliśmy się podpiąć – w specjalnych uprzężach – do liny przymocowanej do helikoptera. Następnie, niesieni przez maszynę, mieliśmy odczytać znaki rozmieszczone na ziemi. Bałam się bardzo, ponieważ mam lęk wysokości, który musiałam przełamać. Ale gdy to już zrobiłam, miałam wielką satysfakcję.
Podobnie było, gdy w totalnej mgle zjeżdżałam na nartach z gór w Madonna di Campiglio. Gdy następnego dnia była świetna pogoda nie mogłam uwierzyć, że pokonałam tą trasę wcześniej.
Duże wysokości nie są dla mnie. Powietrze nie jest moim żywiołem. Uwielbiam za to wodę. Dlatego z nostalgią wspominam spotkanie z delfinami czy pływanie w przeręblu.
Lubię sprawdzać się w nowych sytuacjach, korzystać z okazji, jakie przynosi życie. Z jednej strony wszystko muszę mieć zaplanowane, pod kontrolą. Z drugiej – nie boję się zmian.
Kilka dni temu na pytanie: kiedy zamierzam zwolnić, odpowiedziałam, że nieprędko. Lubię aktywność: i w pracy, i na urlopie. Do działania nakręcają mnie wyzwania. Wyznaję zasadę, że tylko horyzont może nas ograniczać.